Mało jest wyrażeń, zwrotów i określeń związanych z literaturą, które darzyłabym
jawną niechęcią. Niewątpliwie jednak należy do nich słowo – makulatura. Nie
lubię tego wyrazu, z trudnością myślę o procesie przetwarzania książek . Posiadam
niemalże bezwarunkowy odruch ratowania tekstów, zbierania ich i chronienia.
Czyli przypominam trochę Hantę. „… bo ja, gdy się zaczytam, jestem całkiem
gdzie indziej, jestem w tekście, samego mnie to dziwi i muszę z poczuciem winy
przyznać, że naprawdę znajdowałem się we śnie, w świecie piękniejszym, że byłem
w samym sercu prawdy. Codziennie z dziesięć razy zdumiewa mnie, że mogłem sam
od siebie tak się oddalić…”. Właściwie ten fragment mówi wszystko i jest to
moment, w którym ja osobiście przyrzekam temu twórcy dozgonną wierność, bo w
literaturze nie znalazłam jeszcze niczego z czym mogłabym się tak bezwarunkowo utożsamić.
To jednak nie koniec, wręcz przeciwnie – dalej jest tylko lepiej. Książka
bardzo szybko urasta więc w moich oczach
do miana arcydzieła. Pierwszoosobowy narrator nazywa masowe niszczenie książek
zbrodnią przeciwko ludzkości… Czy potrzeba czegoś więcej? Niech jednak nikogo
nie zwiedzie mój idealistyczny subiektywizm, niech wszyscy mają świadomość, że
to wcale nie jest utwór o książkach, a przynajmniej nie tylko o nich. Złożona
alegoria wylewa się bowiem z każdej pojedynczej frazy, a psychodeliczny
surrealizm sprowadza czytelnika w okolice niepokojących snów i halucynacji. Książka, którą chciałoby się cytować bez
końca, książka, której mogłabym się uczyć na pamięć. „… bo ja mogę pozwolić sobie na ten luksus, żeby być opuszczony, choć
ja nigdy opuszczony nie jestem, ja jestem tylko sam…”. Czy pozwolicie sobie
na luksus porzucenia iluzji dotyczącej
normatywności i sprawiedliwości nurtu pokoleń? Zapraszam!
Książeczka gabarytowo jest maleńka, czyta się ją więc w tzw. okamgnieniu. Treść natomiast nosi
znamiona nieokiełznanej w żaden sposób ekspresji . Tego nie da się streścić ,
nie da się z tej mnogości symboli i znaczeń wyciągnąć kilku spójnych wniosków,
które łatwo ubrać w słowa i nadać im formę gładkiej, dobrze czytającej się
wypowiedzi . Tam jest dosłownie wszystko. Dokładnie tak, jak wszystko znajduje
się w twórczości i życiorysie Hrabala. I ta prostota, ta skromność, to
niesamowicie harmonijne wyważenie środków przekazu. Hrabal nie popisuje się
warsztatem, nie gra emocjonującymi fajerwerkami językowymi. Hrabal jest prosty i skuteczny, dokładnie tak, jak
rzeczywistość, którą opisuje. Hrabal jest po prostu genialny! Czytywałam go już
wcześniej, czytywałam go nawet w niemałych ilościach. Bywało, że wygłaszałam publiczne
pochwały jego twórczości, bo posiadałam (i posiadam nadal) sporą wiedzę
teoretyczną, bo w zgodzie z tą wiedzą, tak właśnie należało się zachowywać.
Czytałam więc Hrabala niejako z zamkniętymi oczami, poprawnie ale niestety
powierzchownie. Obecnie natomiast nikt
mnie już nie przepytuje z lektur, a i ja sama nie czuję potrzeby forsowania
swojej wiedzy i lansowania się na jej plecach. Pewnie dlatego odbieram
literaturę w zupełnie inny sposób. I pewnie dlatego daję sobie w tym odbiorze
dużo wolności. Mogę więc oficjalnie powiedzieć, iż moja przygoda z Hrabalem
rozpoczyna się na nowo. Natomiast, jeśli chodzi o Zbyt głośną samotność, muszę przyznać, że nie jestem w stanie
odczytać tego utworu w sposób całościowy. Cóż, być może działa tutaj po prostu
nieśmiałość debiutanta, który po raz pierwszy mierzy się z taką treścią…
Niemniej jednak, na potrzeby tego tekstu, bo nie śmiałabym przecież nazwać go
recenzją, wybiorę motywy i wątki, które zrobiły na mnie największe wrażenie.
Postaram się nie wpaść w styl szkolny. I tak, mam pełną świadomość tego, że do
sedna mi daleko, że prawdopodobnie jedynie muskam głębię i symbolikę tego
tekstu.
Bohater. I
zarazem pierwszoosobowy narrator. Człowiek, który od trzydziestu pięciu lat
prasuje papier na makulaturę. Mężczyzna pochłaniający hektolitry piwa i wykształcony wbrew własnej woli. Osoba
zagubiona w nurcie dziejów, nieprzystosowana. Symbol jednostki pożeranej przez
rozrastający się system, stawiany obok machiny, której obsługa polega na
wciskaniu odpowiedniego guziczka. Niczego poza tym się od niego nie wymaga. A
tymczasem on podejmuje próbę obrony wartości. Ratuje książki, ratuje
reprodukcje obrazów. Wyławia z morza papieru pojedyncze okładki. Broni śladów
dobroci i piękna, a swoją melancholię raczy alkoholem i psychodelicznymi
wizjami. Jest wyrzutem sumienia, wrzodem,
niebezpiecznym algorytmem, dlatego musi ponieść klęskę. Klęskę, której
rodzaj jednakowoż sam sobie wybiera.
Maniusia.
Dziewczyna z klątwą. Klątwą łajna, które nieustannie się do niej przyczepia.
Archetyp przedstawiony przez pryzmat charakterystycznego czeskiego humoru,
który jednak finalnie wybrzmiewa dość ponuro. Okazuje się bowiem, że nie da się
uciec od samego siebie, że pewne sprawy będą się za człowiekiem ciągnąć do
końca. Postać nawiązująca do motywu ostracyzmu społecznego i oceniania po
pozorach. Na końcu zostaje świętą, choć nigdy do tego nie dążyła, ani tego nie
pragnęła. Wyrażenie – wbrew swojej woli
– natomiast staje się dzięki tej postaci kluczowe dla całej historii.
„… Niebiosa nie są humanitarne…”. Najmocniejszy bodajże
fragment utworu i jeden z najsłynniejszych cytatów z Hrabala. Etymologia słowa
humanitaryzm nabiera tutaj nowej jakości znaczeniowej, bo przecież jeżeli coś
nie jest humanitarne, to znaczy, że nie
jest również przyjazne człowiekowi. A jeśli w ten sposób przedstawia się Niebiosa,
czyli symbol pewnej życiodajnej siły sprawczej, to w zasadzie wniosek może jedynie zostać ubrany w ponure
barwy tragizmu egzystencjalnego. Cóż, nie da się ukryć, że alegoria w tym
przypadku jest niesamowicie esencjonalna i dobitna. Osamotnienie jednostki
ludzkiej, osamotnienie w systemie i poza
nim, nieustanny strach przed nieuniknioną zmianą, permanentny brak umiejętności
przystosowawczych, dramat pojedynczego człowieka, dramat ludzkości.
Dzieci rozszarpujące
książkę. I nauczycielka, która się nie sprzeciwia, a wręcz przeciwnie –
bardzo sugestywnie zachęca podopiecznych do tej czynności. Pokolenia od małego
wychowywane w duchu barbarzyństwa, przystosowywane do realiów pozbawionych
wartości, uczone konkretnych postaw i zachowań. Pokolenia, którymi kiedyś będzie
łatwo sterować, które dzięki bezrefleksyjnej agresji staną się kolejnymi
trybami błędnego koła przetaczającego się przez stulecia. „… nauczycielka wzięła książkę (…) a następnie zademonstrowała proces
darcia tak, żeby dzieci rozumiały, i dzieci też, jedno za drugim, brały książkę
(…) i starały się książkę podrzeć i rozszarpać…” . Koszmarna, ale jakże realistyczna wizja.
Wojny szczurów.
Mocne i bezkompromisowe nawiązanie do zwierzęcych korzeni ludzkich namiętności
i instynktów. Retoryka ocierająca się miejscami o obrazoburstwo. Bo czymże, na poziomie
pragnień, człowiek różni się od szczurzych formacji, które w kanałach toczą
spór o władzę? Czym świat różni się od tychże kanałów?
Zakończenie. Miażdżące.
Dosłownie i w przenośni. Rozrywające serce. Tyle.
…………………………………….
Dużo tego. I na dodatek wszystko trudne, wymagające,
niewygodne. A nie wymieniłam jeszcze Jezusa i Lao-Cy jako towarzyszy narratora, nie wymieniłam niezliczonych
nawiązań do rozwoju myśli filozoficznej i klasyki literatury światowej,
niezliczonych motywów helleńskich i biblijnych… Rozumiem niepokój co
poniektórych odbiorców mojego tekstu. Zdaję sobie sprawę, że taki ogrom może
przytłaczać. Słyszę wiszące w powietrzu pytanie – czy to się w ogóle da czytać?
I uspokajam, bo Zbyt głośną samotność
czyta się fantastycznie, bo cały ten ciężar jest podany w sposób niebywale
przystępny, bo od książki dosłownie nie można się oderwać. Jeszcze mało wiem o
Hrabalu, ale już mi świta pewien trop… Otóż wydaje mi się, że paradoks jego
geniuszu twórczego polega miedzy innymi na tej właśnie umiejętności redukowania
trudności udźwignięcia wielkiego
ładunku, przy równoczesnym zachowaniu całego jego ciężaru, umiejętności, która
każdy trudny przekaz a’la rozprawa
filozoficzna zamieni w lekturę pełną niewymownego uroku. Dlaczego mówię o
paradoksie? Bo, jak żyję, i jak czytam od maleńkości, to jeszcze się z czymś
takim nie zetknęłam… No, może jedynie u Bułhakowa…


Nie znam książki, ale chętnie przeczytam
OdpowiedzUsuńHrabal jest niesamowity. Swego czasu czytałam go książka za książką. Mam kilka ulubionych opowiadań, a "Pociągi pod specjalnym nadzorem" mocno mnie poruszyły.
OdpowiedzUsuńNie znam, przecxytalabym po takiej recenzji jak najbardziej, milego dnia
OdpowiedzUsuńNie lubie takich małych formatow, złe mi się je czyta, ale z chęcią bym przeczytała, bo interesująca fabuła 😊
OdpowiedzUsuń