„… Kiedy ludzie są
nawet po dwóch czy ilu tysiącleciach ciągle tacy sami, jest jasne, że nawet
gdybyśmy od razu wybili współczesnych, to ci, co przyjdą po nich, nie będą
inni…”
Zacznę filozoficznie i melancholijnie. Zacznę od tzw. strony
emocjonalnej, bo też i takie podejście jest mi zazwyczaj najbliższe. Ta książka
jest jak gwóźdź niewygodnej prawdy, który wbija się bezszelestnie w serce i
umysł. Maksymalnie wyśrubowany poziom rozważań egzystencjalnych. Tekst prosty,
powiedziałabym nawet, że trywialnie uproszczony na płaszczyźnie językowej, ale
za to przekaz tak intensywny, tak drażniący, że od lektury dosłownie nie można
się oderwać. Stare jak świat motywy typu – zniewolenie, globalna klatka,
jednostka kontra system – zostają tutaj włożone w usta tytułowego człowieka
rzeczywistego, jednego z wielu, jednego z nas. Na dodatek całość przybiera
formę pisanego potajemnie pamiętnika, formę odartą z patosu, pozbawioną
martyrologii i mesjanizmu, wyrzuconą nawet poza granice wzniosłej alegorii.
Socjalizm. Temat rzeka. Tysiące rozpraw naukowych oraz
idealne wręcz podłoże pod symboliczną
tematykę literacką. Ja osobiście załapałam się jedynie na samą końcówkę, na odchodzące w
niepamięć kartki żywnościowe i kolejki w sklepach, na nieco rubaszną postać
Dziadka Mroza i na malowanie portretu Lenina podczas zajęć
plastyczno-technicznych. Z lekcji historii wiem o wiele więcej niż z autopsji,
znam podstawowe daty – pięćdziesiąty
szósty, sześćdziesiąty ósmy itd., Wiem co nieco o losach Pawła Jasienicy,
księdza Popiełuszki, Stanisława Pyjasa i innych. Wiem, że się ludzi wówczas
łamało, prześladowało. Wiem, że bezpieka miała swoje metody postępowania z
wrogami socjalizmu i z wszystkimi, którzy do miana takich wrogów choćby
delikatnie, a nawet zupełnie nieświadomie, pretendowali. A jednak w
podręcznikach nie wygląda to tak samo jak z bliska, bo w literaturze naukowej nie
widać tych wszystkich poklepywań po plecach, tych armeńskich koniaków pod
biurkami dyrektorów i tego przerażającego, ponurego marszu w dół po równi
pochyłej. Historycy nie przedstawiają systemu jako machiny, która łapie
jednostkę w swoje bezwzględne kleszcze , przerabia ją i mieli razem z innymi na
bezkształtna masę, którą potem wypluwa w postaci społeczeństwa nowej jakości. Pavel Vilikovsky natomiast wyciąga z tej masy
jednego, konkretnego człowieka i pokazuje proces deformacji widziany jedynie jego oczyma.
Prosta, egocentryczna ekspresja. Genialna koncepcja! Genialna książka!
BOHATER
Czterdziestoletni mężczyzna, mąż, ojciec, przykładny
obywatel, zwykły szary człowiek, który codziennie wykonuje te same rutynowe
czynności. Żadnych skandali obyczajowych i alkoholowych ekscesów, żadnej działalności
opozycyjnej, żadnego ruchu oporu. Człowiek, który nie ocenia i nie kwestionuje
okoliczności. Człowiek, który szybko się przystosowuje i nie rozkłada
rzeczywistości na czynniki pierwsze. Nie bawi się w ideologiczne dylematy, nie uprawia
demagogii. Komuniści dali mu dobrą posadkę i mieszkanie zakładowe. To
wystarczy. Nad czym tu więcej rozmyślać? Wstąpił do partii bo dzięki temu jego
syn dostanie się na studia. Nie posłał dziecka do pierwszej komunii, gdyż
mógłby mieć przez to sporo problemów. Tak naprawdę jednak nie stoi po żadnej ze
stron. Nie jest ani socjalistą ani przeciwnikiem socjalizmu. Nie jest ani
wierzącym, ani ateistą. Jawi się jako postać zatopiona w lepkim, przegniłym
konformizmie. Chce jedynie, aby jego
rodzinie wiodło się jak najlepiej, aby syn się dobrze uczył, a żona za dużo nie
narzekała. Chce dorobić się samochodu i znaleźć jakieś przytulne gniazdko na
schadzki z kochanką. Chce stać się autorytetem dla syna. I choć niejednokrotnie
nazywa siebie bojownikiem, tak naprawdę wcale nie ma ochoty walczyć. Wygłasza
wiele obrazoburczych monologów, ale robi to jedynie po to aby dowartościować
się w swoich oczach. W rzeczywistości, jest człowiekiem na każdym kroku
oszukiwanym, krzywdzonym i rozgrywanym jak małe dziecko. Czytelnik widzi od
początku, że położenie głównego bohatera
cały czas jest raczej fatalne, a kiedy konfrontuje te wnioski z jego podszytą
szowinizmem i prostactwem werbalną megalomanią, zaczyna mu realnie współczuć.
Tragizm tej postaci nie polega bowiem na tym, że musi podjąć dramatyczną
decyzję, że musi dokonać wyboru typu – ojczyzna albo miłość do kobiety. Nie,
nie ma tu żadnego stania nad przepaścią ani monologu z Mount Blanc. Chodzi
raczej o to, że bohater chce po prostu spokojnie żyć w nic się szczególnie nie
angażując, nikomu się nie narażając, usprawiedliwiając przed sobą swoje
deficyty i pozwalając sobie na drobne grzeszki. A tymczasem tak się nie da.
System dopadnie bowiem każdego. W pewnym momencie wszystko sprzysięgnie się
przeciwko niemu. Jego urocze i sensualne zakochanie w rzekomo idealnej kobiecie
doprowadzi do katastrofy osobistej i zawodowej, a, jak wiadomo, socjalizm nie
wybacza niesubordynacji, i nikt nie będzie też dochodził czy jest ona realna
czy uknuta tudzież urojona. Zawsze musi znaleźć się winny. Winnym natomiast
będzie ten, kto nie wie po czyjej stoi stronie, kto nie znając zasad intrygi
nieświadomie stawia siebie w jej centrum, kto chce połapać różne sroki za ogony,
kto w momencie osaczenia będzie donosił nie wiedząc do końca komu i na kogo.
Innymi słowy – człowiek niedoskonały, słaby, targany namiętnościami,
przygnieciony odpowiedzialnością, zakochany i zaślepiony. Człowiek rzeczywisty.
SYSTEM
Wielka machina socjalistyczna jest scentralizowana i
zaplanowana. Każdy, przynajmniej w założeniu, powinien wiedzieć co do niego
należy. Poszczególne tryby muszą hulać bezbłędnie, wszystko musi śmigać na
najwyższych obrotach. Wszelkie przekręty, wszelkie koniaczki i romansiki
odbywają się pod biurkami, w schowkach, na zapleczach. Po zakładzie, który
stanowi swoistą próbkę całego społeczeństwa, snują się tajniacy bezpieki oraz
przedstawiciele partii. Trzeba uważać. Zawsze, wszędzie i na każdego. Tu nie ma
czasu na głupoty, dlatego relacje nawiązuje się jedynie w konkretnym ,
najczęściej pragmatycznym celu, takim jak zgoda na paszport, awans, skrócenie czasu
oczekiwania na samochód. Wszystko jest
po coś. Wszystko ma działać na rzecz socjalistycznej wspólnoty. Uczucia wyższe
są dla słabeuszy, bzdury takie jak miłość czy religia jedynie przeszkadzają i
rozpraszają w procesie właściwego hierarchizowania priorytetów. Socjalizm dużo daje i dużo wymaga. Dostajesz mieszkanie, ale musisz liczyć się z
inwigilacją. Awansujesz, ale wiedz, że teraz będą cię baczniej obserwować. A to
wszystko oczywiście dla twojego dobra.
Czy przed systemem można uciec? Pewnie tak. Pytanie tylko
–gdzie i po co? Czy bezpieczniej i
przyjemniej będzie wśród buntowników? Czy ten cały zachodni kapitalizm jest
naprawdę aż tak cudowny? Narrator i zarazem główny bohater nie udziela na te
pytania pozytywnej odpowiedzi. Wręcz przeciwnie – bardzo wyraźnie zaznacza, iż
każda ideologia jest pewnego rodzaju systemem. Dość dramatycznie wybrzmiewa
fragment, w którym komunizm zostaje porównany do chrześcijaństwa na poziomie
retoryki : „… Kiedy słuchałem tego
kazania, przyszło mi do głowy, co mi to przypomina. To było jak przemówienie na
zebraniu partyjnym, albo na weryfikacjach, kiedy wyrzucano członków (..) .
Całkiem podobne słowa…” . Ponury wniosek nasuwa się więc sam – nie ma mowy
o życiu poza systemem, a wybór polega jedynie na rozeznaniu się, w którym
schemacie będzie lepiej, wygodniej bezpieczniej, który system jest aktualnie na
wozie. Nie znajdziemy jednak na kartach powieści żadnej próby oceny takich czy
innych postaw. Bohater będzie się rzecz jasna tłumaczył i usprawiedliwiał, ale
finalnie wszystko i tak przykryje motyw człowieka poniewieranego przez
wydarzenia, na które nie ma wpływu. Czyli ostatecznie i na całej linii zwycięży
system.
RETORYKA
W domach z betonu nie
ma wolnej miłości… To było moje pierwsze skojarzenie, gdy czytałam o
trudnościach, których nastręczało bohaterowi poszukiwanie zakwaterowania w celu
fizycznej konsumpcji romantycznego uczucia do kochanki. Choć, gdyby się dłużej
zastanowić, to ta sytuacja chyba jednak bardziej pachnie Bareją. Absurdy, które
śmieszą do dziś. Meldunki, spółdzielnie, kilkuletnie oczekiwanie na samochód,
starania o paszport, groteskowa rekrutacja na uczelnie wyższe tudzież do
zakładów pracy. Mimo miejscami złowrogiego i ponurego brzmienia, książka ma i
takie, zabawne momenty. Specyficzne poczucie humoru przebija się wielokrotnie poprzez
projekcję nieustannej klęski. I to jest wisienka na torcie. Skojarzeń i nawiązań znalazłam jednak o wiele więcej. Globalna
klatka, czyli oczywiście Kesey. Bardzo widoczne podobieństwo, choć
przedstawione za pomocą całkowicie odmiennych środków . Socjalizm, który daje
gdy ma z obywatela pożytek, i który brutalnie tegoż obywatela linczuje, kiedy
okaże się on niedyspozycyjny, czyli Człowiek z marmuru i tragiczne losy
Birkuta. Z tym że, jak już zaznaczyłam na początku, tekst jest w tym przypadku pozbawiony posągowości,
odarty z patosu i wolny od motywów martyrologicznych. Człowiek rzeczywisty
zdaje się naprawdę być daleki od bohaterskości, od poświęcenia i patriotycznego heroizmu. Język, którym
posługuje się narrator, to jest coś więcej niż potoczność i powszechność. Koślawa, nerwowa składnia. Liczne błędy gramatyczne, stylistyczne, rzeczowe.
Wszystko przypomina trochę paplaninę rozkapryszonego dzieciaka. Bez składu i
ładu. A jednak to właśnie te zabiegi sprawiają, że książkę pochłania się na jednym
wdechu. Tekst jest bowiem dzięki nim żywy, swojski, znajomy i niesamowicie plastyczny (oczywiście kłaniam
się nisko tłumaczowi). Łatwo jest również utożsamić się z bohaterem, łatwo jest
go zrozumieć i oczyścić z zarzutów. No bo któż z nas nie chciałby cieszyć się powodzeniem
w życiu rodzinnym i zawodowym, mieć samochodu, działeczki za miastem i jakichś
malutkich grzeszków za uszami? To przecież tak niewiele… I w tym miejscu
uczciwie ostrzegam – nie, podczas tej lektury nie da się uniknąć trudnych
pytań. Do czego dążę – do komfortu, czy konformizmu? I jaki system mnie
aktualnie trawi, abym mogła osiągnąć jedno albo drugie?
…………………………….
Takie książki to prawdziwy skarb. Żyje się nimi, myśli się o
nich, zabiera się je ze sobą w codzienność. Pobudzają refleksje i na długo
zostają z czytelnikiem. Są jak darmowy
kurs dystansu do świata. I są po prostu mądre. Z reguły trafia się na nie przez
przypadek, bo przecież nie są powszechnie komentowane, bo znajdują się
zazwyczaj w jakiejś pięknej, niemedialnej niszy. Oczywiście, że z całego serca
polecam lekturę Opowieści o rzeczywistym
człowieku. A w ramach rekomendacji powiem jeszcze, że to jedna z
najlepszych książek jakie przeczytałam w całym swoim dotychczasowym życiu.
Zarwałam zresztą przez nią noc, czego mi, ze względów zdrowotnych, robić nie
wolno. Możecie mi wierzyć- to o czymś świadczy. Czytajcie więc, bo jest to
wybitna literatura!


O rany! Powiedzieć, że mnie zachęciłaś to mało. Muszę mieć tę książkę, po prostu muszę. Tak smakowicie ją opisałaś, że z przyjemnością i ja zasiądę do tej literackiej uczty. Uściski :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńMasz rację - to będzie uczta!
Tak, zdecydowanie musisz mieć tę książkę!!!
Nie słyszałam o tej książce, ale po Twojej recenzji chce ją przeczytać. Coś mi się wydaje, że to książka idealna dla mnie
OdpowiedzUsuńDziękuję😘
UsuńTo jest absolutnie cudowna książka!
nigdy nie słyszałam o tej książce, ale wydaje się bardzo interesująca!
OdpowiedzUsuńJest niesamowita!
OdpowiedzUsuń