Poznawanie twórczości Soukupovej rozpoczęłam od lektury Pod śniegiem . Przeczytałam bardzo
ciekawą rekomendację na jednym z blogów literackich i stwierdziłam, że to coś
dla mnie, że będzie ciekawie i nietuzinkowo. Nie spodziewałam się jednak, iż
ten utwór stanie się początkiem czegoś
większego. Początkiem mojego zakochania w literaturze czeskiej, która zaowocuje
powrotem do Hrabala oraz nieustannym głodem nowych utworów, nowych nazwisk i
nowych genialnych treści. Początkiem bloga i inspiracją podczas wybierania jego
nazwy. Bo przecież to właśnie Soukupova najtrafniej definiuje moją chęć
znikania, uciekania od rzeczywistości, chowania się przed światem w książkach.
Najtrafniej, bo najprościej.
Najpierw było więc Pod
śniegiem, czyli symboliczna opowieść o czterech kobietach i jednym
mężczyźnie, o długiej i trudnej drodze do domu, o rozdrapanych ranach. Potem
przyszedł czas na Zniknąć i trzy
historie opowiedziane z perspektywy dzieci, historie, z którymi tak łatwo się
utożsamić i tak trudno pogodzić. Obecnie żyję natomiast najnowszą powieścią
Czeszki Najlepiej dla wszystkich. Żyję,
bo tego typu narracje nie kończą się wraz z lekturą, bo drażnią bolesną
realnością w taki sposób, że nie da się ich po prostu odstawić.
Trzy książki. Ta sama autorka. Ta sama chłodna, konkretna
stylistyka. Nie ma dialogów. Jest jeden wielki, swobodny przepływ myśli,
emocji, wspomnień… I jest dosłowność. Dosłowność starych domów i starych ludzi,
dosłowność codzienności , zapachów, gestów, przeżyć. Dosłowność i jakaś
chropowata trywialność. A to wszystko utrzymane z dala od tzw. patologii, od
oficjalnego pojęcia marginesu społecznego, od potocznej wizji krzywdy. Za to blisko normalnych domów,
zwyczajnych relacji, zadbanych ogrodów na wsi i nowoczesnych mieszkań w Pradze.
Blisko każdego z nas. Dojmująco blisko. Miejscami za blisko.
Soukupova z mistrzowską precyzją kreuje postacie kobiece.
Rozwarstwia je na poziomie emocji, eksponuje najdrobniejsze detale
behawioralne, podkreśla znaczenie przeżyć. Mężczyzn chowa, ale to wcale nie
oznacza, że się ich pozbywa. Wręcz przeciwnie – ukryci w szeroko pojętym tle są
pokazani z perspektywy wpływu jaki wywierają na bohaterki, z perspektywy
pewnego rodzaju piętna odciśniętego na kobiecym sposobie funkcjonowania w
świecie. Szczególnie mocno nakreślony staje się motyw ojca, a właściwie archetyp
ojca, który kształtuje, wychowuje, faworyzuje, krzywdzi. Ojciec, o którego
trzeba zabiegać, troszczyć się, rywalizować. Ojciec bardzo mocno dominujący
matkę, silny, apodyktyczny. Ojciec alkoholik, maminsynek, przemocowiec lub
wieczny chłopiec. Tymczasem w najnowszej powieści kreacja ta wygląda zupełnie
inaczej. Ojciec tutaj bowiem najzwyczajniej w świecie nie żyje. Nie znaczy to
jednak, ze go nie mam. Owszem, jest. I to bardzo intensywnie, nachalnie wręcz
uwydatniony. W pewnych momentach czytelnik ma wrażenie, iż to właśnie on
prowadzi trzecio osobową narrację, on obserwuje i werbalizuje to, co trudne do
wypowiedzenia. Głos zza światów.
Irracjonalna projekcja sytuacji granicznie trudnych. Ojciec nie umiera. Żyje w
reakcjach i zachowaniach swoich bliskich. I to właśnie on, jak zwykle u
Soukupovej, staje się główną postacią męską. Kochankowie, sąsiedzi , bracia i
przełożeni, choć żywi i w pełni fizyczni, nie znaczą tyle ile znaczy nieżyjący
ojciec. Oprócz niego, męskim głosem przemawia jeszcze tylko jedna osoba. Syn.
Więzy krwi. Motyw, który Autorka z chirurgiczną precyzją
rozkrawa i analizuje. Układy rodzinne zdają się być najtrudniejszymi relacjami
międzyludzkimi, a jednocześnie stanowią potężną siłę, której nic nie jest w
stanie zniszczyć. Każdy gest staje się naznaczony jakąś przedawnioną pretensją,
jakimś bólem z przeszłości, którego już nie da się nazwać, ale który ciągle się
czuje. Prosta, miejscami wręcz potoczna narracja, pozbawiony głębszych
refleksji słowotok, który tak naprawdę wszystko bezlitośnie obnaża. Dziecko
wypowiadające się w pierwszej osobie. Dziecko w centrum dorosłych układów,
gierek, niedomówień. Dziecko, z którym w pewnym momencie nie ma co zrobić, nie
ma go gdzie upchnąć, bo nie pasuje do karier, do chorób, do reguł panujących w
poszczególnych mikrokosmosach. Dziecko, które nie ma wyjścia - musi się
przystosować, musi dorosnąć. I samotność. Przerażająca, ostentacyjna,
bezczelna. Samotność, która na swój sposób dotyka każdego z bohaterów.
Rozpaczliwe i skazane na niepowodzenie poszukiwanie bliskości, które, w pewnym
stopniu i nie na stałe, uda się jedynie babci i wnuczkowi, czyli najsłabszym
ogniwom, tym, na których w wyścigu po szczęście nikt nie stawiał.
Soukopova nie pozostawia złudzeń. Z jej prozy wynika jeden
prosty wniosek – życie jest jakie jest i nic się nie da z tym zrobić. Relacje
są trudne, skomplikowane. I ranią, nawet jeśli opierają się na wielkich słowach
i nierozerwalnych więzach. Rodzice i dzieci nie żywią się w swoich kontaktach
jedynie bezinteresowną miłością, pamiętają za to doskonale wszelkie krzywdy i
rozczarowania. Rywalizują ze sobą, oskarżają się nawzajem, krzywdzą i doznają
krzywd. Ale cały czas za sobą tęsknią, cały czas siebie na oślep, po omacku
szukają. Sytuacja wygląda zresztą podobnie w każdej innej relacji. Brat i siostra ciągle nie mogą
pogodzić się z pewnymi niuansami wychowawczymi z dzieciństwa. Romantyczny
kochanek ma problem z jasnym i konkretnym sprecyzowaniem zamiarów. Właśnie … kochanek. Przyznam, że Soukupova
mnie zmyliła przy okazji tej postaci. Zapachniało mi tu bowiem romansidłem,
zapachniało mi jakimś oklepanym melodramatem, jakąś tandetą. A słowa „…Zawsze cię kochałem…” wybrzmiały w
moich uszach raczej poważnie i patetycznie. Szybko jednak okazało się, iż jest
to jedynie doskonały zabieg stylistyczny , który po prostu mydli czytelnikowi
oczy. Nie, u Soukopovej nie ma happyendów, nie ma zwycięzców, i nie ma przegranych.
Nie ma też winnych. Zakończenie natomiast dosłownie wyciska łzy. Ale nie
dlatego, że jest wydumane, dramatyczne i podniosłe. Wręcz przeciwnie – jest
proste, przewidywalne i boleśnie bliskie. Dokładnie tak, jak cała książka.
„… Po co dorośli pytają:
„co ty na to?”, skoro wcale nie są ciekawi zdania dzieci?...”
Z tym dylematem zostaję po lekturze. Rozszerzam go jednak na wszystkie relacje
międzyludzkie. Po co chcemy ze sobą być, skora tak bardzo nie jesteśmy siebie
nawzajem ciekawi i tak kurczowo skupiamy się wyłącznie na własnym ego?
Dobry tekst musi stawiać mocne pytania. Polecam Soukupovą na
każdy etap życia. Jest co czytać. Jest o czym myśleć. Doskonała lektura!
Za książką Najlepiej dla wszystkich serdecznie dziękuję Wydawnictwu Afera .

Zapowiada się interesująca i intrygująca lektura.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam okazji zapoznać się z literatura czeska, ale bardzo mnie zaciekawiłas 😊
OdpowiedzUsuńNie słyszałem, aż dotąd, o tej autorce. Bardzo lubię motywy rodzinne w powieściach, więc pewnie kiedyś przeczytam "Najlepiej dla wszystkich". Świetny wpis!
OdpowiedzUsuńWygląda ciekawie, ale kompletnie nie moja bajka. Tym razem podziękuję :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta książka mogłaby mnie zainteresować. Pierwszy raz słyszę o tej autorce.
OdpowiedzUsuń