KĄCIK SENTYMENTALNY: Kim on był? - Paweł Huelle "Weiser Dawidek"


Gdzie się podziały ścieżki, które kiedyś wspólnie wydeptywaliśmy? Jak to się stało, że w dorosłości trudno nam się czasem  rozpoznać na ulicy? Dokąd odeszły stare domy, na których dziś mylą szlaki nowe elewacje, albo których już nie ma? Co się stało z dzieciństwem? Co się stało z dziwnym chłopcem, którym wyglądał i zachowywał się inaczej niż wszyscy? Niby nie ma już tamtego świata, niby już wszystko się zmieniło, ale coś ciągle pozostaje żywe, nienaruszone, niepokojąco znajome. Coś cały czas wybrzmiewa rzewną melodią odległych czasów… Kim był Weiser? I dlaczego ciągle mam wrażenie, że cały czas go szukamy. My dorośli, my mądrzy, my po drugiej stronie szkolnej sali.
Na czwartym roku polonistyki pisałam na temat Weisera Dawidka pracę zaliczeniową. Chodziło w niej o pamięć, o zróżnicowane odmiany percepcji, która motała wątki i plątała interpretacje. Już wtedy, pomimo wyraźnych sugestii z sal wykładowych, nie chciałam umieszczać Autora obok  Pilcha i Chwina i już wtedy czułam, że do książki wrócę, aby odebrać ją bez narzuconych ram i gotowych szablonów, aby sprawdzić gdzie tym razem zaprowadzi mnie chłopiec o nadludzkich możliwościach. Teraz już wiem, że w tej niełatwej podróży jest się skazanym na towarzystwo niewyjaśnionego smutku, że ta droga trochę boli. I jestem już w zasadzie przekonana, że Autor miał rację pisząc: „…(…) pomyślisz, że wszystko, co oglądały twoje oczy, i wszystko, czego dotykały twoje ręce, dawno już rozsypało się w proch…”.  Tylko ciągle zastanawiam się dlaczego cały czas nieprzyjemnie podrażniają moją świadomość te same pytania. Kim on był ? W jakim celu się pojawił? Dlaczego zniknął. Weiser, bohater utworu, ale również i ten, którego każdy z nas spotykał przecież na znanych tylko sobie plażach wypełnionych śmierdzącą zupą rybną , starych cmentarzach, opuszczonych budynkach i w każdym innym miejscu, gdzie bolesna retoryka dzieciństwa i dorastania wytłaczała niemożliwe do usunięcia znamiona. Kim on był…

„… (…) jak to się stało, że poznaliśmy Weisera?…”

Książka jest skomponowana w sposób nietypowy, a właściwie możemy chyba mówić  o wyraźnym braku kompozycji jako takiej. Tekst jest jednolity, nie ma podziału na rozdziały, podrozdziały i części. Wszystko zdaje się ze sobą zlewać. Teraźniejszość  przeplata się z projekcjami przeszłości bez udziału konkretnego klucza logicznego, który mógłby wyjaśnić  użycie takiej a nie innej chronologii. Autor posługuje się kilkoma płaszczyznami narracji i stosując zapewne kontrolowany chaos, łączy refleksje ze wspomnieniami, zaniki pamięci z ekspresjami pamięci fotograficznej i nieomylnej. Osią zdaje się być postać tytułowego bohatera i w zasadzie wszystkie wydarzenia w mniejszym lub większym stopniu dotyczą dziwnego chłopca, który jest Żydem i nie chodzi na religię. Nawet fragmenty dygresyjne zdają się być podporządkowane tej kreacji i wprowadza się je dla podkreślenia rangi głównego bohatera. Tym bardziej uderza fakt, że postać ta do końca pozostaje zagadką, co dodatkowo uwypukla dramatyzm chorobliwie poszukującego narratora.  A przecież pewne sprawy na pierwszy rzut oka wyglądają na oczywiste. Weiser wprawdzie wyłonił się z kadzidlanego dymu podczas procesji Bożego Ciała, ale to nie znaczy, że wcześniej go nie było. Wszyscy go znali, widywali, śmiali się z niego i wiedzieli czym zajmuje się jego dziadek. Trójka chłopców – Piotr, Paweł (narrator) i Szymek – została przez niego wybrana i naznaczona. To przed nimi się odsłonił . Im, oraz ich rówieśniczce Elce, którą uczynił swoja najbliższą towarzyszką, zdradził swoje tajemnice, pokazał nieludzkie umiejętności. Nie wiemy jakimi  kryteriami kierował się przy wyborze, nie wiemy czy względami i tajemnicami obdzielał po równo. Wiemy, że zniknął w sposób tajemniczy, że odszedł niewiadomo dokąd. I pewnie dlatego cały czas się zastanawiamy – po co w ogóle się pojawił, po co wkroczył w życie grupy dzieci, i w końcu, po co na zawsze odmienił ich sposób postrzegania świata. Jaki symbol chowa za sobą ten chłopiec, który organizuje spektakularne wybuchy, poskramia dzikie zwierzęta spojrzeniem, lewituje i strzela do znaczków z wizerunkiem Hitlera? Inicjacyjny symbol przekraczania granic tabu? Symbol tajemnicy pamięci? Symbol potrzeby autorytetu i schronu przed brutalną rzeczywistością? I dlaczego Elka i Szymon ewidentnie boją się go szukać i o nim wspominać , a Piotr, który być może wie więcej, ginie w niewyjaśnionych okolicznościach?

„… Wszystko przecież było możliwe. Nic nie było nieprawdopodobne. …”

Nad symboliką utworu głowiły się umyły o wiele tęższe niż mój i nic konkretnego nie udało się ustalić, bo też i konkretów tu jak na lekarstwo. Jak ja lubię książki, które są w tak wielu miejscach puste, które dają takie pole do popisu pokrętnym wybiegom wyobraźni, interpretacjom i nadinterpretacjom wszelakiego typu! Tutaj to co rzeczowe ginie w gąszczu domysłów i poszlak, a to co nadprzyrodzone staje się jedynym pewnym fundamentem. Brutalny nauczyciel M-ski pyta podczas przesłuchania : „… (… ) Jak mogliście ich widzieć, przecież oni już wtedy nie żyli?! Czy chcesz nam wmówić, że widzieliście dwa duchy zmierzające do nieba, co?!...”. A czytelnik daje wiarę słowom dzieci i rzeczywiście widzi dwa duchy podążające w kierunku nieba. Próby logicznego wyjaśnienia zaginięcia Weisera doprowadzają do porażki, którą jest żałosna notka nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością. Bo też i ponura , lub na ponurą kreowana rzeczywistość, nagle jaśnieje tajemnicą, której nie da się wytłumaczyć. Skostniałe społeczeństwo nie jest w stanie pojąć, tego co widzą nieskalane przygnębiającą wiedzą dzieci i dlatego próbuje się racjonalizować to, czego nie da się wtłoczyć w żadne ramy. Próbuje się nazywać nienazwane i tłumaczyć niewytłumaczalne. Dzieci widzące bez szkiełka. Czyste dusze bez namysłu dotykające tajemnicy… Jakże to pięknie współgra z tradycją romantyczną! Jakież to jest ciągle wzruszające! I tylko ta smutna wizja dorosłości mąci błogość takich momentów, bo niestety przychodzi czas zmian , starzenia się ducha, umierania tamtego świata. A w nowej rzeczywistości już się tego nie doświadcza tylko się tego szuka, lub  się przed tym ucieka. W nowej rzeczywistości można śmiało powiedzieć: „… (…) Weiser uleciał z naszej rozmowy, jakby go nigdy nie było…”
Dlatego właśnie Weiser Dawidek jest dla mnie przede wszystkim książką o bolesnej przemijalności pewnych wartości, o ulotności dzieciństwa i jednocześnie o jego trudzie. Dzieci się wychowuje, kształtuje, łamie się im butne kręgosłupy, ale się ich nie rozumie. Dzieci mają swój świat, który czasem dzięki czemuś niewytłumaczalnemu i pozazmysłowemu staje się jaśniejszy. A potem w dorosłości trzeba się mierzyć z duchami przeszłości, ze wspomnieniami i z czarnymi dziurami pamięci, które odciskają bolesne piętna. Trzeba mieć odwagę stawiać im czoła, lub uciekać od nich w otchłań ignorancji. Zgodnie z tym tropem Weiser jest dla mnie ucieleśnieniem tajemniczej siły, która pozwala przetrwać, dorosnąć, dojrzeć i w rezultacie obumrzeć pewnej części duszy, części, która nigdy nie będzie możliwa do odtworzenia, a za którą będzie się w irracjonalny sposób tęsknić do samego końca.

„… Biada krwawemu miastu!…”

Gdybym miała jednym słowem określić nastrój panujący na kartach powieści, użyłabym wyrazu ‘smutek’. Miasto, w którym mieszkają głowni bohaterowie, jest dosłownie przygnębiające, podobnie zresztą jak stan emocjonalny narratora. Dorośli zdają się być prostacko brutalni lub infantylnie bezsilni wobec rzeczywistości. Ojcowie piją i są agresywni, matki załamują ręce, a dzieci zostają pozostawione same sobie w najtrudniejszych procesach i przełomach. Pewnie dlatego uciekają w świat dziwny i pociągający zarazem. Pewnie dlatego pozwalają się otumaniać i hipnotyzować. I pewnie dlatego tak trudno będzie im się rozliczyć z przeszłością w dorosłości. Przekaz przypomina trochę przesłanie  Labiryntu fauna, a  opisane miasto, czyli szeroko pojęte tło, bardzo mocno kojarzy się ze skażonym, groźnym i niebezpiecznym Oranem. Zresztą nawiązań do Dżumy znalazłam w utworze więcej. Demoniczny proboszcz Dudak jest niemalże wierną kpią ojca Paneloux sprzed metamorfozy światopoglądowej, wszędzie panuje atmosfera zagrożenia, plony niszczy susza, pełna lęku ludność szuka pocieszenia w ocierającej się o dewocję modlitwie, a uciekinier ze szpitala psychiatrycznego straszy apokalipsą. Do tego  dodajmy jeszcze brutalnego  nauczyciela z tajemniczymi dewiacjami, zatokę pełną martwych ryb oraz nie najprzyjemniejszą sytuację polityczną końcówki lat pięćdziesiątych i w zasadzie mamy obraz, który praktycznie z miejsca wywołuje poczucie przygnębienia. Trudno jednak nie utożsamić się z taką wizją, trudno nie zauważyć, że choć tamten świat pozostaje w przykurzonej sferze wspomnień, to mechanizmy nim rządzące są nadal aktualne. Uniwersalność powieści opiera się więc o dość proste i niewygodne prawdy – dojrzewanie jest trudne, inicjacja bywa bolesna, a odkrywanie siebie to nic innego jak nieustanne powroty do czasu, gdy niewinna nieświadomość była brutalnie hańbiona trywialnością i agresją ponurej rzeczywistości. Błędne koło rozwoju, syzyfowa praca dorastania, ziarenko nonsensu wetknięte w samo centrum egzystencji. Weiser pojawił się po to, żeby go kiedyś szukać, ale odnalezienie i zrozumienie jest z góry skazane na klęskę…
Lektura Weisera Dawidka jest podróżą do świata wspomnień. Książka czasem drażni, czasem przynosi ulgę. A przy okazji jest świetnie napisana. Rytmicznie, sprawnie, bez przegadywania. Autor posługuje się staromodną już dzisiaj stylistyką , która nie wpada w trend sztucznie wywoływanych emocji. Uwielbiam takie perełki retro! Uwielbiam literackie powroty w znajome, nostalgiczne rejony!  I nie czuję się już rozczarowana faktem, że ciągle nie wiem kim on był. Wręcz przeciwnie – powoli godzę się z możliwością, że być może nie dowiem się tego nigdy.




Komentarze

  1. Chaos kontrolowany...czyżbyś zainspirowała mnie wspomnieniem tej książki? Ja się teraz główię nad strukturą swojej. Na razie jest kalejdoskop i bardzo szukam klamry! Zupełnie nie chronologicznej, ale zrozumiałej. Przeczytam "Weisera..." jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się zaszczycona ;)
      I jestem ogromnie ciekawa Twoich twórczych poczynań.

      Usuń
  2. Inspirujące, dzięki, u Ciebie zawsze znajdę coś ciekawego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło;)
      Odwiedzaj mnie więc jak najczęściej ;)

      Usuń
  3. Czytałam tę książkę wiele lat temu. Jest to jedna z tych pozycji, której łatwo nie da się zapomnieć. Nie była to raczej przyjemna lektura, jednak z pewnością okazała się wartościowa. Polecam każdemu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwykle jest tak, że niekoniecznie łatwe przekazy okazują się najbardziej wartościowe.
      Dziękuję pięknie za komentarz ☺

      Usuń
  4. Czytałam "Śpiewaj ogrody" tego autora i nie mam ochoty na więcej... Nie mój klimat po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, chociaż "Śpiewaj ogrody"to jednak trochę inna konwencja...

      Usuń
  5. łapię się na tym, że zniechęcam się gdy akcja wolno się rozwija, co czesto zdarza się w retro książkach, więc to chyba tytuł nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tutaj raczej nie ma zbyt dynamicznych zwrotów. Chociaż miejscami...

      Usuń
  6. Nie cierpię książek, w których nie ma rozdziałów. Brakuje mi pomiędzy stronami oddechu.
    Wygląda na ambitną literaturę. Albo przynajmniej całkiem mądrą. Postaram się jak najszybciej przeczytać i wbrew moim upodobaniom, jednak przy tym oddychać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że Cię zachęciłam.
      Ja też wolę książki przejrzyste pod wzgledem kompozycji, ale gdy tekst jest dobry jestem w stanie zaakceptować brak rozdziałów, a ten tekst jest dobry.

      Usuń
  7. Niby książka nie w moim klimacie, ale zainteresowałaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka mnie zaintrygowała, nie powiem! Zwłaszcza zaś ta jej nietypowa kompozycja. Sięgnęłabym! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zainteresowałaś mnie, być może sięgnę po nią w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawie opisane, ale myślę, że książka z taką strukturą nie przypadłaby mi do gustu. Pozdrawiam i zapraszam do siebie. ;) https://galaktykamuzyki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie tego typu książki szukałem, na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  12. O rany, ale dokładna recenzja i analiza! :) Natomiast książka mimo wszystko nie w moim klimacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 😊
      Może jednak się skusisz... mimo wszystko ☺

      Usuń
  13. Czuję się zachęcona do sięgnięcia po tę powieść. Już sama okładka wydaje się nieco psychodeliczna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję☺
      Zdecydowanie cała powieść jest psychodeliczna.

      Usuń
  14. Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Faktycznie wygląda na ambitną, ale podejscie do niej na spokojnie, jak napisałaś bez wytyczonej ścieżki interpretacji moze być ciekawą przygodą

    OdpowiedzUsuń
  15. Raczej nie moje klimaty, zbyt łatwo bym się pogubiła i rozpraszała. Ale jestem pod wrażeniem postu, bardzo dobrze napisany i przemyślany :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Też zastanawiałam się, kim, do jasnej ciasnej, był ten Weiser Dawidek? Ale coś mi się wydaje, że odpowiedź być może jest prostsza niż myślimy. Otóż, wszyscy mamy swojego Weisera Dawidka, kogoś z kim łączą nas wspomnienia, tajemnice, niewygodne fakty. Kogoś, kto został w przeszłości, ale nie zatrzasnął za sobą drzwi i dlatego czasem widzimy, słyszymy, czujemy jego obecność. Nawiasem mówiąc, książka jest literackim mistrzostwem świata, a poza tym jedną z tych lektur, które można czytać wielokrotnie i wciąż i odkrywać w niej coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zdecydowanie można ten utwór odebrać właśnie w taki osobisty sposób.Ja również podobnie go interpretuję. I pewnie dlatego do niego wracam.
      Tak, całość jest z pewnością wybitnym arcydziełem.

      Usuń
  17. Od dawna mam już chrapkę na tę książkę, muszę ją wreszcie przeczytać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz