Magia monologu - Wiesław Myśliwski "Traktat o łuskaniu fasoli"


„… Sam dla siebie człowiek jest zbyt wyrozumiały. Jak może, tak się broni przed sobą. Kluczy, wymija się, omija, aby nie dalej, nie głębiej , nie tam, gdzie coś ukrywa. Sam przed sobą każdy chciałby wyjść jak na ślubnej fotografii. Uczesany, ogolony, w garniturze, w krawacie, zażywny i uśmiechnięty i żeby mu dobrze z oczu patrzyło. No i jak najmłodziej. I wierzy, że to on. Tylko gdyby się tak uczciwie sobie przyjrzał… „
Długo zastanawiałam się nad fragmentem, który mógłby otworzyć moją wypowiedź, długo rozważałam, wybierałam, oceniałam. A muszę zaznaczyć, że w całym tekście podkreśliłam pięćdziesiąt cytatów, które w moim odczuciu były  godne  wzmożonej uwagi. I mocno się przy tej czynności ograniczałam, bo bez tego pewnie skreślałabym całą książkę. Tak więc jest to utwór, w którym aż roi się od aforyzmów i sentencji, utwór, w którym trudno zastosować hierarchie typu - to fragment ważny, a to ważniejszy, bo wszystko zdaje się być najważniejsze, najistotniejsze, najmądrzejsze, utwór, którego chciałoby się uczyć na pamięć, którym mogłoby się żyć na co dzień…
Zdaję sobie sprawę, że być może podejmuję się zadania karkołomnego, przy którym polegnę, bo mierzyć się z takim arcydziełem jest niezmiernie trudno. Mam również świadomość, iż dużo się już na temat Myśliwskiego napisało, bo jest to materiał rozległy i wybujały . Postaram się uniknąć niepotrzebnego wpadania w banał i schematyczność. Wybaczcie jednak jeśli mi się to nie uda, na swoje usprawiedliwienie będę mieć wówczas jedynie to, że tekst mnie najzwyczajniej w świecie onieśmiela.
 A właściwie o czym jest ta książka? Bo powiedzieć, że o życiu, śmierci, przypadku i przeznaczeniu, to tak ja nie powiedzieć nic. Czy jest to więc podsumowanie, czy rozliczenie? Mowa pożegnalna? Proklamacja światopoglądu? Manifest idei ulotności i ważkości wszelkiej egzystencji? Rozprawka filozoficzna? A może po prostu jest tak, że każdy mógłby stworzyć taki traktat o sobie samym, ale nie każdy by potrafił i dlatego wszyscy znajdziemy tam trochę siebie?  Ja znalazłam i to całkiem sporo. I już wiem i pamiętam, że „… czlowiek jest istotą niezastygłą, wciąż się w nim gotuje, wrze i choćby nie miał powodu, będzie się buntował…”

LUDZKIE LOSY POPLĄTANE
Myśliwski pisze o ludziach. Narrator  opowiada historię swojego życia , ale sam niejednokrotnie ginie w gąszczu dygresji, w mnogości nawiązań do losów osób, które spotykał na swojej drodze. Często ma się wrażenie, że książka nie jest napisana, ale misternie utkana ze słów i fraz, że całość przypomina trochę zrobiony na szydełku obrus, w którym każdy pojedynczy element ma swoje miejsce, swoje znaczenie i musi idealnie współpracować  z wszystkimi pozostałymi częściami.  Kunsztowna, szczegółowa robota. Powalający efekt, który jest świadectwem geniuszu Autora. Bohaterowie ciągle się spotykają, wpadają na siebie, zostają przydzielani do takich, a nie innych zespołów, i ciągle nawzajem sobie kogoś przypominają, ciągle kojarzą swoje głosy i twarze, tak jakby w człowieku było i coś schematycznego, powtarzalnego, i coś absolutnie unikatowego. Ludzkość,  jako taka, zostaje tu ukazana  w postaci nurtu determinacji dziejowej, politycznej oraz psychologicznej, bo utarte mechanizmy zachowań odgrywają ogromna rolę. Autor bardzo często mocno uogólnia sugerując, że wszyscy jesteśmy skonstruowani w podobny sposób, że zostaliśmy ulepieni z tej sami gliny. Takie ujęcie ukazuje poniekąd człowieka jako gatunek biologiczny, jako populację, po której można się spodziewać konkretnych, przewidywalnych zachowań. I właśnie w tym motywie pojawiają się pojedyncze, ale mocno nakreślone jednostki, z których każda jest w jakiś sposób wyjątkowa. Ten kontrast robi ogromne wrażenie, bo stawia człowieka twarzą w twarz z potężnymi tematami, takimi jak przeznaczenie, dramatyczne wydarzenia historyczne, dziejowy przepływ pokoleń. Człowiek, nawet jeśli podejmuje jakieś autonomiczne decyzje, i tak wcześniej czy później zostanie złapany w tryby czegoś większego i najprawdopodobniej straszniejszego, czegoś, co ostatecznie zdeterminuje jego losy . Ramy ludzkiego życia wyznaczają wojny, przewroty, choroby i wydarzenia, na które jednostka nie ma wpływu. Świat będzie się zmieniał na swój sposób i nigdy nie będzie to zmiana na lepsze. „…coś niedobrego dzieje się z ludzkimi włosami. Czy to nie znak, że i ze światem coś się dziać zaczyna? Wbrew temu, co można by sądzić, początek najczęściej bywa trudny do zauważenia…”. Ale to pojedyncze istnienie ostatecznie dojdzie do wniosku, że wojna była również porażką Boga.
Która z opowieści zawartych w Traktacie najmocniej wzrusza? Mnie osobiście urzekła historia Barbary z długim warkoczem, którą miłość doprowadziła do szaleństwa, ale każda inna również ma w sobie niepowtarzalny klimat. I ta o kapeluszach, i o wujku Janku, który misternie planował samobójstwo, i o ponurym końcu oswojonej świni. Na poziomie emocji natomiast, każda wydaje się w jakiś sposób znajoma i to stanowi poruszające odwołanie do naszych osobistych przeżyć. Nie da się tej książki obejść bokiem i potraktować  jedynie jako kawałka dobrego tekstu, bo jest to utwór o ludziach, o nas, o naszych skłonnościach, a jego uniwersalność  niejednokrotnie wybrzmi w odczuciach czytelnika czy to bolesnym wspomnieniem, czy też być  może miejscami  niewygodną prawdą.

METAFIZYKA
Świat właściwie jest tutaj miejscem magicznym. Domki letniskowe usytuowane nad wodą, urocza okolica i starszy pan, który wszystkiego skrupulatnie pilnuje. Trudno byłoby wyobrazić sobie milszą scenerię. A tymczasem ziemia ta pamięta dramatyczne chwile. Podobnie zresztą jak ludzie , którzy ją odwiedzają. Letnicy są w jakimś tam stopniu poza światem. Nie są do końca świadomi, tego co się wokół nich dzieje i gdyby nie narrator, pewnie zgubiliby się gąszczu własnego osiedla. Na szczęście on jest czujny i nieustannie obserwuje. Oczywiście, że taka konwencja pachnie Orwellem ,  nawiązań jednak znajdzie się w utworze  o wiele więcej. Maeterlinck – mój typ jeśli chodzi o symbol i budowanie nastroju wszechobecnego niepokoju. Ta idea zostaje tu przypomniana i bardzo mocno rozbudowana. W bohaterach czuje się niepewność, która w naturalny sposób udziela się czytelnikowi. Kluczowe stwierdzenie  - ja pana skądś znam – na kartach powieści pojawia się z ogromną częstotliwością i regularnością. To swoiste déjà vu staje się znakiem rozpoznawczym książki i nadaje jej bardzo ostrego koloru. Wszystko już gdzieś było, wszystko jest i znajome, i tajemnicze jednocześnie. I jeszcze ta niezwykła, głęboka, przesycona refleksją symbolika. Życie ludzkie ujęte w ramy monotonnej czynności łuskania fasoli. Mozolne, ponure i pozornie bezsensowne działanie, które samo siebie odziera z czci. Daleko jest Autorowi do patosu, daleko również i do gloryfikowania jakichś konkretnych zachowań czy postaw. To nie jest opowieść wojownika, tu wypowiada się starzec, który swoje już w życiu przegrał i być może właśnie dlatego życie oddaje spokojnie i bez walki. Osoba pogodzona z losem, która na koniec czuje potrzebę opowiedzenia swojej historii. Ludzka egzystencja ubrana w szaty specyficznej melancholii. Cudowne, poruszające, szturmem wdzierające się w mózg dzieło. Dużo się myśli podczas lektury tej książki. Dużo się myśli o świecie, o życiu, o sobie. Przede wszystkim o sobie.

SŁUCHACZ
Kontekst jest tutaj niebywale przejmujący i choć z pozoru mogłoby się wydawać, że prosta fabuła oparta na przydługawym monologu, może nudzić, szybko przekonujemy się, że tekst ma ogromną siłę. Pominę na chwilę głównego bohatera i wszystkie osoby, które wspomina w swojej opowieści i skupię się na postaci słuchacza. Mężczyzna, który się nie goli i przychodzi ni stąd ni zowąd do obcego człowieka , tylko po to żeby kupić fasolę. Fasola czyli życie. Łuskanie, czyli tegoż życia dogłębna analiza. I ktoś, kto oczekuje jednego i drugiego. Ktoś, kto chce coś najpierw poznać, a potem ostatecznie odebrać. Oczywiście, że koncepcja, która odnosi s tajemniczego nieznajomego w rejony bardzo osobistej projekcji śmierci, staje się  podstawową płaszczyzną interpretacji, nie sądzę jednak, że jest to jedyna droga. Kim może być słuchacz? To postać, która łączy w sobie kontrasty, bo jest znajoma i nieznajoma jednocześnie, bo budzi lęk i pogardę w tym samym czasie, bo zaznacza swoją obecność w sposób subtelny i niepozorny, ale jednak finalnie staje się nośnikiem siły, decyzyjności i wpływu. I dlaczego to właśnie temu obcemu mężczyźnie bohater opowiada swoje życie? Dlaczego przyjmuje go pod swój dach? Dlaczego nie może się go pozbyć, gdy jego obecność robi się nieznośna? Z kim rozlicza się tutaj narrator tej niezwyklej opowieści? Z życiem? Ze śmiercią? Z sobą? A z kim rozlicza się czytelnik?

……
To nigdy nie będzie łatwy rejon. To nigdy nie będzie prosta i nieskomplikowana lektura. Te obszary bolą, bo zadają najtrudniejsze pytania. Takie książki docenia się z upływem czasu, z boleśnie rozrastającym się stanem świadomości, z ponurą dojrzałością. Aby je zrozumieć, trzeba już samemu mieć co opowiedzieć, trzeba w jakimś tam stopniu zdawać sobie sprawę z doznanych na własnej skórze ran. I pomyśleć, że kilka lat temu miałam wrażenie, że jest to książka niczym…

Komentarze

  1. Trudno mi określić tą książkę i czy była by dla mnie odpowiednia

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi interesująco, chociaż sprawia wrażenie trudnej lektury, chyba raczej nie dla każdego. Ja, odkąd nie muszę czytać ciężkich lektur szkolnych, zdecydowanie wolę książki, przy których można się odstresować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka porusza trudne tematy, ale nie jest ciężka. I nie przypomina lektur szkolnych... a nawet gdyby tak było, ja nie miałabym nic przeciwko. Zawsze lubiłam i nadal lubię lektury 💚

      Usuń
  3. A ja z chęcią bym przeczytała i postaram się o to :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kusi mnie ta książka i jej głębia - jednak zostawię ją sobie na taki moment, kiedy będę miała więcej czasu i możliwości skupienia się na lekturze, żeby się nią delektować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam tak samo, jak poprzedniczka. Lektura tej książki wymaga czasu i spokoju, a mi teraz brakuje jednego i drugiego. Ale moze przyjdzie taki dzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślę Dziewczyny, że może nie warto zwlekać, bo wiecie jak to jest z tzw właściwymi momentami - bywa, że nigdy nie nadchodzą...

      Usuń
  6. Kasiu, brawa za odwagę pisania o tej książce, bo rzeczywiście jest to zadanie karkołomne i wielu czytelnikom po prostu się nie udaje. Wiedziałam, że Ty na pewno napiszesz o tej książce tak, że z przyjemnością podpiszę się pod każdym zdaniem. Ja, póki co, odwlekam w czasie podzielenie się wrażeniami po lekturze "Traktatu...". Może kiedyś. Ślę uściski za ten tekst :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)
      Nie zwlekaj, proszę... bo bardzo chciałabym poznać również Twoją opinię.
      Tak, jest to zadanie niełatwe, ale myślę, że warto się pokusić. Ta książka jest wyjątkowa w bardzo niezwykły sposób i czasem trudno ubrać w słowa swoje osobiste wrażenia z lektury. Cieszę się, że w jakimś tam stopniu mi się to udało, choć i tak wydaje mi się, że nie napisałam nawet jednej dziesiątej tego co chciałam

      Usuń
  7. Brzmi nawet ciekawie ale też do końca nie jestem przekonana

    OdpowiedzUsuń
  8. Na podstawie Twojej recenzji wydaje mi się, że to nie jest łatwa książka do czytania przed snem, tylko wymaga wysiłku, żeby przebić się do jej prawdziwego sensu. Intrygujące, spróbuję do niej podejść jak zarezeruwję trochę czasu. Zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda;)
      Wysiłek jednak bardzo się w tym przypadku opłaca ;)

      Usuń
  9. Słyszałam o tej książce co nieco. Dzięki recenzji wiem więcej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj przypomniałaś mi czasy studiów - rozkładaliśmy Traktat na czynniki pierwsze, bo nasza p. profesor była wielką fanką Myśliwskiego i cyba dlatego wolę tego autora wymijać z daleka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz