Kosmologia snów - Marta Zelwan, "Miejsce na rzeczywistość"


 

Kosmologia snów – Marta Zelwan, Miejsce na rzeczywistość

 

Sny bywają dziwne.  Sny są nieprzewidywalne - nigdy nie wiadomo co się komu przyśni. Sny znajdują się poza panowaniem świadomości, w sferze tajemnicy, we freudowskim id, do którego nie ma dostępu nawet najgłębsza psychoterapia. Nie można jednak powiedzieć, że sny są pozbawione sensu, że nie tworzą żadnej spójnej całości, że nie wynikają z ludzi, i że są od ludzi oderwane. Sny maja bowiem swoją narrację, mają swoją dynamikę i swoją treść. Na polu interpretacji marzeń sennych rozwinęło się kilka szkół. Niektóre zakładają, że  widzimy w nich swoje lęki, inne powiedzą, że to o czym śnimy stanowi rdzeń prawdy o nas, ale są i takie, które twierdzą, że sny odzwierciedlają wszystko, czego naprawdę pragniemy. W moim przekonaniu sny to taka trochę alternatywna rzeczywistość, taki swoisty Matrix, w którym funkcjonujemy w charakterystyczny dla siebie sposób. Nie jesteśmy bowiem odklejeni od snów i sny nie są odklejone od nas. Właśnie dlatego tak często śni nam się nasza własna, absolutnie przecież unikatowa przeszłość.

Podczas lektury książki Marty Zelwan pt. Miejsce na rzeczywistość miałam nieodparte wrażenie, że tekst jest właśnie odzwierciedleniem jakiegoś długiego, ale niezwykle ulotnego snu, że jest czymś w rodzaju proustowskiego strumienia świadomości, który zakłada równocześnie istnienie alternatywnej płaszczyzny egzystencji. Kosmos snów. I dwoje ludzi uwikłanych w subtelne drżenia podświadomości. Ale jest to też przecież książka o Londynie i Paryżu. Dla mnie jednak przede wszystkim o Londynie, bo to miasto ciągle żyje w mojej teraźniejszości i otaczającej mnie abstrakcji snów. Pewnie dlatego podczas lektury miałam ogromną ochotę napisać do Autorki maila i podzielić się z nią swoim snem. Miałam ochotę wejść w role jej tajemniczego rozmówcy, z którym koresponduje, ale którego przecież wcale jednoznacznie nie przedstawia czytelnikowi. Chciałam powiedzieć wprost – dzisiaj znowu śniło mi się moje londyńskie mieszkanie, które wynajmowałam przez długie lata, i znowu w tym śnie był piętnasty dzień miesiąca, a ja sobie przypomniałam, że przecież ósmego minął termin płatności tego nieprzyzwoicie wysokiego czynszu. Te same meble, ten sam zapach, identyczne emocje. Sny potrafią być niezwykle plastyczne. Być może dlatego, już na wstępie tej psychodelicznej opowieści poetyckiej, wiedziałam, że nie chcę tego tekstu rozumieć, nie chcę tego tekstu interpretować, ale chcę ten tekst czuć, chcę go słyszeć bez otoczek biograficznych, historycznych i problemowych. Nie opowiem więc tym razem o czym jest to książka, ale postaram się naświetlić czym stała się dla mnie, dokąd mnie zaprowadziła, jak bardzo mnie onieśmieliła i dlaczego jest mi tak niezwykle bliska.

 

Na początek jednak Londyn. I tajemniczy bohater, który ma problemy z oddychaniem. Wcale mnie to zresztą  nie dziwi, ponieważ miasto, o którym mowa, jest po prostu wilgotne i brudne. Wszędzie czai się niemożliwy do usunięcia grzyb, wszystko pokrywa kurz. Pamiętam dokładnie, jak po powrocie do Polski świeże wiejskie powietrze dosłownie drażniło moje gardło. Drażniło w sposób nieprzyjemny, bo przez tyle lat przywykłam do życia w środowisku zatrutym . Dosłownie i w przenośni, ponieważ dusza też się przecież przystosowuje, też oddycha i chłonie wszelką otoczkę egzystencji oraz każdą płaszczyznę istnienia. Ale Londyn, pomimo całego swojego dekadenckiego klimatu, jest równocześnie miastem, które uzależnia. Uzależnia w sposób ewidentnie toksyczny, dokładnie tak jak kiepski związek, jak przemocowy rodzic, jak alkohol. Poza tym, w Londynie można utknąć. Można się w nim zatracić. I nawet jeśli już się go ostatecznie opuści, jeśli się wyjedzie, pożegna i spali mosty, to wcale nie oznacza, że on opuści nas – wiecznych emigrantów z nieustanną gotowością do drogi, do pakowania się, do zmian, które, co jest w istocie najgorsze, z czasem przestają boleć. Syndrom wykorzenienia -nasz nieodłączny towarzysz. Czy właśnie tego  doświadcza tajemniczy rozmówca? Czy on też, zgodnie z formułą tytułową, będzie już do końca swych dni poszukiwał miejsca na rzeczywistość? Tego nie wiem, ale jednego jestem absolutnie i bezdyskusyjnie pewna- rozumiem o czym mówi w przytoczonym poniżej fragmencie, czuję to wszystko bardzo dokładnie, wiem ile to kosztuje… zwłaszcza ‘prawie decyzja’  i ’hamulec strachu’ :

„… Tego dnia byłem w szczególnie złym nastroju, w kompletnym załamaniu i prawie decyzji, choć cały czas z tym hamulcem strachu – śnieg zaczął padać coraz mocniej, trochę jakby w takt burzy we mnie, tak to czułem, że świat posługuje się moją energią i zawierucha przeze mnie jest organizowana, i bez względu na to, jak to się dzieje, mnie dotyczy. …”

 

Ktoś powie – przeszłość jest zamknięta i należy się od niej odciąć, należy żyć tu i teraz, należy być obecnym. Jest to oczywiście prawda, z którą nie można polemizować na płaszczyźnie realistycznej. Ale istnieje przecież jeszcze coś poza okiem i szkiełkiem, istnieją inne przestrzenie, istnieje tajemnica, istnieją sny. I to właśnie one zdają się być tą alternatywą, tym łącznikiem, tym czymś pomiędzy. Jakże głęboko Autorka tej niezwykłej książki wnika w kwestie dla człowieka najpierwotniejsze. Jakże karkołomną próbę podejmuje. Nie zostanie bowiem zrozumiana, odczytana i zaszufladkowana. Zostawi natomiast czytelnika z niepokojem, który w wielu przypadkach doprowadzi do odrzucenia.  Jest to proza ambitna do granic irracjonalnych. Stylizowana najrozmaitszymi ozdobnikami rodem z klasycznej poetyki. A przy tym dynamiczna, niepozostawiająca czasu na oddech. Autorka wymaga od czytelnika wysiłku intelektualnego, ponieważ niczego nie tłumaczy, nie wyjaśnia, nie komentuje. Aczkolwiek tym samym zabiegiem daje mu również pełną dowolność jeśli chodzi o odbiór. Stąd u mnie pojawia się ciągle ten Londyn, i ten gorzki smak tułaczki, ale pewnie każdy wyśni sobie z niej coś innego, coś swojego. Zresztą, tytułowe miejsce na rzeczywistość to nie tylko sny. To także przeszłość uniwersalna, zamknięta w wydarzeniach w ważnych dla całych narodów, w dziełach kultury istotnych dla ludzkości. Śmierć Jana Pawła II, katastrofa smoleńska, muzea, pomniki, książki - duże ilości tytułów i nazwisk. A pośród nich mój ukochany Márai. Obszary wyjęte z codzienności i realności. Niedbała chronologia. Pytania, które nie doczekają się odpowiedzi. I całe stosy pocztówek szczelnie pokrytych pismem. Poezja, której nie trzeba rozumieć, połączona z epicka narracja, którą należy poczuć.

 

O czym w ogóle rozmawiają te dwie tajemnicze osoby? Skąd się biorą ich dylematy? Powiem szczerze – ja tego nie wiem. Mało tego – ja tego wiedzieć wcale nie chcę. Wystarczy mi to, co wyczuwam pod słowami, między frazami, w sensualnej mgiełce snów i domniemań. A wyczuwam tam smutek, rozczarowanie i samotność. Klimat jest więc depresyjny, szary,  lekko zachmurzony.  Deszczowy Londyn pełen dusz, którym marzy się przeniknięcie do kosmosu snów, którym marzy się stworzenie przestrzeni odartej z iluzji i znalezienie miejsca na rzeczywistość. Bo skoro już wiemy, że tu i teraz nie jest wszystkim co mamy, bo skoro ciągle śni nam się przeszłość, przyszłość i jeszcze inne sytuacje, których nie jesteśmy w stanie nazwać, bo skoro świat istnieje też w książkach, rzeźbach i muzyce, to sedno bytu niebezpiecznie  oddala się od naszych możliwości poznawczych, a rzeczywistość zdaje się dryfować w okolicach przerażającej otchłani niewiedzy.

Mówiłam już o wizji rodem z Matrixa, prawda? Fani tej koncepcji odnajdą tutaj sporą cząstkę siebie. Ale nie tylko oni, bo przecież grupa docelowa jest znacznie większa. Nie polecę jednak tego tekstu absolutnie każdemu odbiorcy. Nie zrobię tego, ponieważ wiem, że do takich przekazów potrzebna jest duża wrażliwość i duża pokora. Obcując na co dzień z różnymi formami literackimi, zastanawiam się niejednokrotnie, gdzie leży źródło fenomenu tej dziedziny sztuki. Czy istotne jest czytelne określenie i usystematyzowanie, czy też może raczej pełne niepokoju zdziwienie? Moja dusza teoretyka i poszukiwacza nawiązań tudzież tropiciela symbolu klasycznego, w znacznym stopniu odchyliła się od swojej normy podczas lektury tej książki. A stało się tak właśnie dlatego, że musiałam się zdziwić i uznać swoją niemoc na płaszczyźnie jasnych i klarownych odniesień. Ale tekst ten uświadomił mi jeszcze jedną rzecz, a mianowicie fakt, że ciągle szukam swojego miejsca na rzeczywistość… w życiu, w książkach, w snach…

 

Komentarze