Podobno jedną z oznak nieuchronnego starzenia się duszy jest
demagogiczna i gnuśna retoryka, zgodnie z którą wypowiada się teksty w stylu:
‘za moich czasów…’ , albo ‘kiedyś to było… nie to co teraz’. Nie czuje się
staro (zwłaszcza duchem), ale dzisiaj poględzę, pomarudzę, popastwię się trochę
nad dziwacznymi wynaturzeniami jednego z
moich ulubionych gatunków literackich. Na domiar złego zrobię to ze
stetryczałej pozycji samozwańczego znawcy i będę złośliwa, a co mi tam. W końcu
to moje ukochane motywy literackie są traktowane z nonszalancją i ignorancją
graniczącą z bezczelnością. W końcu to na moich oczach najwierniejszego fana dokonuje
się przedziwny przewrót, którego ja bynajmniej nie pochwalam, i nad którym
szczerze ubolewam. To co się dzieje ze współczesnym thrillerem jest bowiem w
moim przekonaniu czymś w rodzaju tragifarsy. Czy to się musiało stać? A jeśli
tak, to dlaczego?
Najpierw jednak książka, która skłoniła mnie do tego typu
przemyśleń, a której nie będę recenzować
w dosłownym znaczeniu tego słowa. I nie martwcie się – nie będzie spoilerów. To
dobra wiadomość. Natomiast zła jest taka, że nawet gdyby się pojawiły, to w
zasadzie nic nie szkodzi, bo jeśli czytacie z najmniejszą choćby dozą
wnikliwości i uważności, to książka was nie zaskoczy. Nic a nic. Niestety. To
nie jest tego typu literatura. Przykro mi. I w tym momencie sama siebie mogę
zapytać z wyrzutem – po co mi to było? Po co sięgnęłam po kolejny ‘hit’, po
któryś tam z kolei kasowy duplikat Dziewczyny
z pociągu? Ciągle zapominam, że teraz tak się właśnie pisze, że się upraszcza
i prasuje lęki, że się cacka z czytelnikiem, że się go oszczędza. Ciągle mi
ulatuje bolesna prawda, że teraz już się odbiorcy nie przydusza przekazem, że
nie chodzi już o to, aby się bać wyjść w nocy do toalety. Tylko właściwie o co
teraz chodzi? Czym jest w chwili obecnej ten gatunek i dokąd zmierza?
Na okładce Bad Mommy
widnieje głęboko filozoficzne pytanie, które zapewne czytelnik weźmie na
poważnie, i które z założenia ma go nieco zmrozić jeszcze przed rozpoczęciem
lektury. Brzmi ono:
Jak daleko się
posuniesz, aby zawładnąć czyimś życiem?
Odpowiem za bohaterów powieści – niedaleko. Stalking opisany
w książce jest tak mizerny, że właściwie trudno go dostrzec gołym okiem. Cóż to
za nękanie, które polega na kupowaniu tego samego co sąsiadka, tudzież na
romansowaniu z jej mężem? Cóż to za stalker, który grzecznie puka do drzwi, i
którego bardzo łatwo prześwietlić na wylot? A więc naprawdę o to teraz chodzi?
O płaskie emocje, o delikatne jak mgiełka dreszczyki?
Muszę w sumie przyznać, że opowieść zaczyna się obiecująco.
Początek daje dość ciekawy obraz zaburzonej kobiety, która poroniła oraz
uwikłała się w niełatwe relacje i to wszystko w bardzo wyraźny sposób determinuje jej
późniejsze poczynania. Wszelkie znaki na ziemi i niebie sugerują, że ‘psychopatka’
będzie chciała odebrać rodzicom dziecko, które uważa za swoją duchową córkę.
Zapowiada się więc całkiem nieźle, kończy się jednak fatalnie, bo mrożący krew
w żyłach wątek dziecka w niebezpieczeństwie nie doczekuje się nawet namiastki
godziwej kontynuacji. W pewnym momencie (bardzo szybko, grubo przed połową) całość
zostaje zepchnięta w rejony kopulacyjne,
co rozpoczyna bolesną i przedłużającą
się agonię fabuły. Ja wiem, że nic nie sprzedaje się lepiej jak seks, ale na
litość boską, skoro mamy w tytule złą mamę, a w tle tuż za nią słodkiego
aniołka, o którego będzie toczyć się psychologiczna wojna, to po co nam
nachalne opisy męskich i żeńskich genitaliów? Czy naprawdę wszystko musi się do
tego sprowadzać? Nawet coś co w założeniu ma być thrillerem? Kiedy Petr Stancik
w utworze Młyn do mumii, który stanowi ironiczną
gierkę z szeroko pojętą koncepcją
literatury grozy, opisuje erotyczne poczynania bohaterów w sposób
buńczuczny i trywialny, ma to sens, wszystko tam bowiem zdaje się być odrealnionym
pastiszem rożnych konwencji. Kiedy robi to Fisher, niestety dominuje poczucie
żałosnego zażenowania, gdyż tutaj nie mamy do czynienia z groteską , a Autorka zdaje
się wyrażać chęć zaszokowania odbiorcy tym dosłownym, rzekomo brutalnym
przekazem. Natomiast w rzeczywistości nie szokuje tam nic, ani Psychopatka, ani Socjopata ani tym
bardziej Pisarka. Nie ma też co liczyć na szeroko opiewaną, zaskakującą
konkluzję, zakończenie bowiem jest takie samo ja cała książka – czyli płytkie,
banalne, do bólu przewidywalne i infantylne. Świat przedstawiony zdaje się być
obrazem pustej, mocno wymuszonej dramy nowobogackiego środowiska, które pławi
się w alkoholu, pieniądzach i zblazowanej nudzie. Nie ma się tu czego bać, nie
ma przed czym drżeć. Rysunek jest mdły, emocje blade, problemy wydumane. To, że
od początku wiadomo kto jest ‘sprawcą’, to jeszcze nic, takie koncepty niejednokrotnie
dobrze się sprawdzały, najgorsze jest to, że tak naprawdę nie ma przecież
sprawcy. W literaturze grozy, w dreszczowcu , który ma mrozić krew w żyłach,
opisuje się za to pogodne obiadki ofiary ze stalkerem, przy czym ofiara wie, że
stalker jest tym kim jest, ofiara przejrzała oprawcę i jedynie mocno
wyolbrzymione dylematy, w jej mniemaniu noszące znamiona filozoficznych,
powstrzymują ją przed … uwaga, uwaga… zaniechaniem proszonych herbatek w ramach
wendetty. Jest doprawdy przed czym drżeć, jest o czym myśleć podczas bezsennych
deszczowych nocy. Szczerze mówiąc, sądziłam, że po ‘intrydze’ Dziewczyny z pociągu już mnie w tej
materii nic negatywnie nie zaskoczy. Myliłam
się, bo utwór Hawkins, przy całej swojej irytującej manierze, przy wątłości
akcji i zastraszającej skromności formy przekazu, jest jednak książką
narracyjnie i kompozycyjnie spójną, dzięki czemu daje jakieś tam poczucie, że
autor mniej więcej wie, co chce przekazać, tutaj natomiast tego nie ma. Tutaj
rządzi pełna wymuszonego dramatyzowania retoryka zahaczająca o tandetną
stylistykę romansową. Nachalna komercja, pisanie zgodnie z narzuconym
szablonem. Słabo…
Nie chodzi jednak o to, że książka jest kiepska (choć według
mnie jest ) i rozczarowanie bierze w tym momencie nade mną górę. Tego typu
rzeczy się zdarzają i to jeszcze nie jest tragedia. Najgorszy wydaje mi się być
fakt, że taka jest obecnie konwencja, taki panuje trend, tak się teraz pisze.
Chciałabym łudzić się po cichu, że to tylko ja mam pecha i zupełnie niechcący
trafiam na te swoiste ‘perełki’.
Chciałabym wierzyć w swoją własną naiwność na tym polu, w łatwowierność, która
mi podpowiada, że jeżeli pięć osób na popularnym portalu zamaluje wszystkie
możliwe gwiazdki, to książka musi być co najmniej godna zainteresowania. Niestety
coś mi się wydaje, że te nieudane wycieczki zdarzają mi się za często, a lista
rozczarowań niebezpiecznie rośnie. Dałam szansę szkole skandynawskiej - Johannie Mo i Nesserowi. Wyszło kiepsko. Poorane,
niespójne narracje, rozpoczęte wątki, które nie doczekują się konkluzji, duży
potencjał tkwiący w przytłaczającej, ciężkiej atmosferze, zmarnowany
tradycyjnym odchyleniem w stronę wyświechtanego banału. Dałam szansę Clare
Mackinosh i utworowi Widzę cię.
Wyszło jeszcze gorzej. Herbatkowo –
kolacyjny klimat z dość banalną intrygą. Dałam szansę najnowszym poczynaniom
Cobena. I znowu nic. Chciałabym powiedzieć, że być może dojrzałam jako
czytelnik i tamta rzeczywistość to już nie moja
nisza, ale absolutnie tak nie jest. Nawet teraz trafiam bowiem na
literaturę grozy, która mnie porywa i zachwyca. Szczególną sympatią dążę
twórców angielskich, którzy odbiegają od schematów pisania na zamówienie i tworzą
dzieła oryginalne na tle zapędów kolegów po fachu. T.R Smith Farma, A.M. Hurley Pustki (absolutnie unikatowa rzecz, choć bardziej wpadająca w
konwencję gotyckiego horroru), A. Marwood Dziewczyny,
które zabiły Chloe, na polskim gruncie bezkonkurencyjny klimat powieści Kańtoch…
Tak więc tli się światełko w tunelu i proszę – podtrzymajcie je
polecając mi w komentarzach coś niebanalnego, niekonwencjonalnego, innego niż
ta zalewająca mnie zewsząd, szablonowa masówka. Tak mi się marzy thriller, na
który nie będę miała ochoty się obrazić, bo w tej chwili właśnie poczucie
gigantycznego focha najlepiej odzwierciedla mój stosunek do tego gatunku.
Być może się czepiam, być może marudzę, być może
rzeczywiście starzeję się również jakoś czytelnik, nie mogę jednak pozostać
obojętna wobec tego, dokąd zmierza w tym przypadku proces, nieuchronnej pewnie,
zmiany. No i jeszcze ten wspomnień czar, ten powiew przeszłości, te rozmyślania
jako to drzewiej bywało… Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale ciągle pamiętam
takie utwory jak np. Bez pożegnania
Cobena (trudno mi uwierzyć, że ten sam
Coben jest autorem zahaczającego stylem o tanie romansidło utworu Sześć lat później). Ten obezwładniający niepokój,
ta udzielająca się czytelnikowi paranoja, no i ten słynny thrill,
czyli wisienka na torcie i absolutna kwintesencja gatunku. I nie mogę nie zauważyć,
że obecnie mimo istnienia dzieł bezsprzecznie
unikatowych, konwencja, jako całość, schodzi a na manowce. Cos zgrzyta, uwiera
i brzydko pachnie. Coś ewidentnie poszło nie tak. Szkoda.
Hmmm... No to raczej nie przeczytam :) Twoją recenzje za to przeczytałam z przyjemnością. każdy musi czasem pomarudzić, a Ty marudzisz z wdziękiem, więc niech Ci będzie odpuszczone!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ;)
UsuńNieczęsto narzekam, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać, bo nie chodzi tu jedną, kiepską książkę, ale o niepokojący trend...
Liczyłam na więcej podczas tej przygody czytelniczej. Jako thriller powieść nie dostarczyła mi wystarczająco silnych wrażeń, brakowało mi odpowiednio dawkowanego napięcia, solidnej porcji emocji, tak aby trzymała mnie przez długi czas w niepewności i wyczekiwaniu na to, co szczególnego zdarzy się dalej.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Od thrillera z założenia należy oczekiwać mocnych emocji i sporego napięcia, a tu taka mdła delikatność...
UsuńOstatnio sporadycznie trafiam na naprawdę trzymające w napięciu thrillery, zastanawiam się, czy to efekt złych wyborów, a może niekorzystnej tendencji w pisaniu powieści z dreszczykiem. :)
UsuńNo właśnie ja też się obawiam, że to niestety kwestia najnowszych trendów...
UsuńWidziałem ją na wielu zapowiedziach ale nigdy specjalnie mnie nie zainteresowała. Twoja opinia to potwierdza. Dzięki za utwierdzenie w decyzji.
OdpowiedzUsuńNo mnie właśnie skusiło kilka pozytywnych opinii na popularnych portalach....
UsuńEfekt jest taki, że na razie, nie bez żalu,w ogóle odpuszczam sobie ten gatunek; dlatego, po równie głośno zapowiadaną "Kobietę w oknie", już raczej nie sięgnę...
Nie czytałam tej pozycji, więc ciężko mi się wypowiadać czy myślę tak jak ty czy inaczej... Lubię czytać recenzje, które są szczere, a Twoja taka jest :D pozdrawiam ANgelika F
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ;)I polecam się na przyszłość ;)
UsuńKsiążkę pierwszy raz widzę na oczy, więc trudno mi się wypowiedzieć :) Nie lubię tej nostalgii "kiedyś było lepiej" chociaż w niektórych przypadkach to niestety prawda
OdpowiedzUsuńCóż, w tym przypadku ewidentnie było lepiej...
UsuńKierunek, który obiera współczesny thriller jest w moim przekonaniu drogą na manowce; stąd pewnie mój nieco rzewny i sentymentalny ton.
Ale pojechałaś , współczuje autorowi 🤣🤣🤣
OdpowiedzUsuńNiepotrzebnie, Autorka nigdy nie zapozna się z moją opinią😄
UsuńCzytałam tę książkę już jakiś czas temu i pamiętam, że zrobiła na mnie niezłe wrażenie, mimo przewidywalności. Poprzednia książka autorki - "Margo" - podobała mi się bardziej.
OdpowiedzUsuńRozumiem, choć nie podzielam entuzjazmu 😄
UsuńJak to mówią- nie to ładne co ładne, ale to co się komu podoba 😊
Nie słyszałam o tej książce
OdpowiedzUsuńMimo wszystko proponuję przeczytać i wyrobic sobie własne zdanie na jej temat.
UsuńOsobiście sam nie czytałem tej książki ale nie wiem czy jest warta przeczytania
OdpowiedzUsuńSprawdź więc i sam się przekonaj ☺
UsuńDobrze ze szczerze opisujesz i recenzujesz to duża podpowiedź :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;) Staram się ;)
UsuńDla mnie na plus, może bym przeczytała, bo z zasady nie ruszam rzeczy, po których boję się w nocy iść do łazienki ;)
OdpowiedzUsuńTo spokojnie, tutaj nawet nawet Ci powieka nie drgnie ;)
UsuńTaki to thriller...
własnie... gdzie się podziały?
OdpowiedzUsuńOprócz kilku nazwisk (stosunkowo mało znanych) cisza w eterze...
UsuńJak taki miły i delikatny to dla mnie , bo nie przepadam za tym rodzajem książek :-))
OdpowiedzUsuńW takim razie nie pozostaje nic innego jak przeczytać 😊
Usuńoj, nie zachęciłaś, choć ja w ogóle za taką tematyką, gatunkiem nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńbtw. takie chamskie wrzucanie seksu i opisów miało miejsce też w Wyznaniach Gejszy... jako osoba, która pisała licencjat o gejszach - płakałam jak czytałam :x
Tutaj ten seks nawet nie jest chamski, jest po prostu nachalny, a jego wplatanie zdaje się być kompletnie nieuzasadnione. Ale wiadomo, że tekst, w którym są "momenty " lepiej się sprzeda... Smutne, ale prawdziwe...
UsuńJa jeszcze nie doszłam do etapu "za moich czasów", czyli cieszę się młodością 😊 choć kto wie kiedy mnie zaskoczy ... fajnie się czytało 😊
OdpowiedzUsuńBardzo fajny etap ;) siedzisz sobie w bujanym fotelu opatulona w koc i się mądrzysz ;)
UsuńPolecam!
Cieszę się, że fajnie Ci się czytało ;)
ciężko mi się wypowiadać
OdpowiedzUsuńA czytałaś książkę??
UsuńPrzybijam piątkę i z radością stwierdzam, że tego rodzaju literatura nie zasługuje na nic innego, jak kosz na śmieci. Wyrzucam bez żalu! Szkoda czasu i energii na autorki tego pokroju i historie, o których zapomina się szybciej, niż się je przeczytało. Szkoda tylko, że młodzież się nimi zaczytuje... No, ale, jak dzieciaki zmądrzeją, to może sięgną po coś znacznie ambitniejszego. Co pomarudziłam, to moje :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa ciągle ubolewam nad faktem,że, nie bojmy się tego określenia, pospolita grafomania, praktycznie od zawsze najlepiej się sprzedaje... Bardzo mi na tym polu przeszkadza obezwładniająca moc komercji, nawet jeśli rozumiem podstawowe zasady rynkowe.Cóż,do literatury mam jednak podejście idealistyczne...
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam 😀
Uwielbiam książki, które zaskakują i które do ostatniego momentu trzymają czytelnika w niepewności :)
OdpowiedzUsuńJa też 😀, ale to absolutnie nie jest tego typu książka. ..
Usuń